środa, 20 maja 2020

Poznajmy się, czyli wywiad z...

ANDRZEJEM MALESZKĄ
 reżyserem i scenarzystą, pisarzem, specjalizującym się w twórczości 
dla dzieci i młodzieży



Jak wspomina Pan swoją szkołę i dzieciństwo?

Chodziłem do Szkoły Podstawowej nr 67 w Poznaniu. Szkoła ta już nie istnieje,z tego, co wiem, w jej budynku założono dom dziecka. Moja mama –nauczycielka –pracowała w tej samej szkole, do której chodziłem. Dobrze wspominam lata w tej szkole. Byłem niezłym uczniem, choć miewałem także pewne trudności… Moim „problemem” było na przykład rysowanie w zeszytach. Rysowałem obrazkowe historie w zeszytach od matematyki i od polskiego, wszędzie. Niektórzy nauczyciele to akceptowali, inni nie. Ale najgorsze oceny dostawałem właśnie za wygląd zeszytów. Jeśli chodzi o przedmioty szkolne, najbardziej lubiłem język polski (ale głównie pisanie wypracowań na tzw. wolne tematy, sprawdzianów z ortografii nie znosiłem), plastykę i historię. Później polubiłem matematykę (z wyjątkiem geometrii) i geografię. Lubiłem komiksy, ale czytałem też mnóstwo książek. Chodziłem też “nałogowo” do kina. Miałem zaprzyjaźnionego biletera, ucznia mojej mamy, który wpuszczał mnie na wszystkie filmy. Ale najwięcej czasu spędzałem w budynku szkoły, bo mama (nauczycielka) pracowała tam często do wieczora, więc czekałem na nią. Bawiłem się w pustej szkole, w gabinetach fizycznych i biologicznych,a czasem włóczyłem się po szkolnych podziemiach, gdzie znajdowały się schrony wojskowe.

Otrzymał Pan wiele nagród na festiwalach filmowych na całym świecie, m. in. w Stanach Zjednoczonych, Egipcie, Chinach. Czy osobiście odbierał Pan te wyróżnienia? Jeśli tak, to którą podróż wspomina Pan najczęściej?

Kilka podróży zapadło mi szczególnie w  pamięć:  wyjazd  do  Dubaju,  miasta  na pustyni, pełnego niesamowitej architektury. Jest tam najwyższy budynek świata, który ma prawie  kilometr  wysokości  i  najszybciej  jeżdżącą  windę. Potem,   część  akcji  powieści „Magiczne  drzewo.  Olbrzym” umieściłem właśnie w Dubaju. Jest tam scena, kiedy  armia stalowych mrówek atakuje Dubaj i samoloty na lotnisku…
Festiwal  odbywał  się  w budynku,  gdzie w  środku była  góra  ze  śniegu.  To  był “zwariowany”widok, bo na zewnątrz panował upał 40 stopni,  a w środku ludzie jeździli na nartach. Ale na tym festiwalu była fajna atmosfera i świetna widownia. Niezwykła była też ceremonia wręczania nagrody Emmy Award, którą prowadzili w Nowym Jorku amerykańscy aktorzy, Whoopi Goldberg i Robert De Niro. Na tym festiwalu nagrodę otrzymał także były wiceprezydent USA, Al Gore, który został twórcą filmowym. Miałem okazję na długą i bardzo ciekawą rozmowę z  nim. Niezwykłe były też podróże na festiwale do Chin  i Japonii. Na  japońskim  festiwalu, na  ceremonii  wręczenia  nagród  był obecny japoński Cesarz.  Musieliśmy  się  uczyć, jak należy rozmawiać  z  Cesarzem  i  jak podawać mu rękę. Ale najwięcej ciekawych ludzi i przyjaciół spotykam zawsze na festiwalu Prix Jeunesse   w   Monachium. „Magiczne   drzewo” otrzymywało tam łącznie  8  nagród w  kolejnych  latach. Na  festiwalach  nie  chodzi jednak wyłącznie o nagrody, ale możliwość sprawdzenia, jak film oglądają widzowie z różnych stron świata. Co o nim myślą dzieci z Chin, USA czy Brazylii. Jest to niezwykłe doświadczenie.

Pisze Pan książki, reżyseruje filmy przede wszystkim dla dzieci i o dzieciach, choć dorośli także z przyjemnością czytają i oglądają Pana dzieła. Dlaczego zdecydował się Pan tworzyć dla najmłodszych?

Widownia  dziecięca  jest świetna, bo  reaguje  na filmy bardziej spontanicznie niż dorośli. A   ja   lubię, jak   widzowie przeżywają  emocje, cieszą się albo niepokoją  się o bohaterów, a  nie patrzą obojętnie, gryząc popcorn. Poza  tym ja tworzę filmy i powieści fantastyczne, więc najbardziej lubię widzów z dużą wyobraźnią. A dzieci mają niesamowitą wyobraźnię. Kiedy w dzieciństwie ogląda się dobry film, to często zostaje on w pamięci na zawsze. Ja  sam świetnie pamiętam wiele filmów, jakie oglądałem w młodości. Więc jasne, że chcę pracować dla dziecięcej widowni. Fajnie jest myśleć, że film zostaje w czyjejś wyobraźni. Że wiele  lat  pracy nad  filmem nie poszło na marne. Poza  tym dzieci są głównymi bohaterami większości moich filmów. Więc jest naturalne, że widzami powinni być ich rówieśnicy. Myślę też, że widownia dziecięca jest najbardziej, jak to się określa, uniwersalna. To oznacza,  że  niezależnie  od  tego, gdzie dziecko mieszka w  podobny  sposób  przeżywa przyjaźnie, radość czy strach. Jasne, są różnice między dziećmi z Australii czy np. Chin. Ale jest też wiele podobieństw w zachowaniu czy emocjach. To widać np. na wakacjach. Młodzi ludzie  z  różnych  krajów szybciej  niż  dorośli nawiązują  kontakty,  potrafią  się  dogadać, wspólnie bawić. Dlatego „Magiczne  drzewo” może tak samo  silnie  przemawiać do  dzieci  np. w Japonii, Brazylii, jak w Polsce.

Którą ze stworzonych przez siebie postaci lubi Pan najbardziej? Dlaczego?

Większość wymyślonych przez siebie postaci lubię. Na przykład bardzo lubię mówiącego psa  Budynia.  W  dzieciństwie  marzyłem,  żeby  mieć takiego psa, który umie ze  mną rozmawiać. Poza tym Budyń jest taki “fajnie pomieszany”. Trochę ładny, trochę brzydki. Czasem odważny, ale czasem się boi. Staram się, żeby przeżywał niesamowite przygody, ale chronię go, aby nie stało mu się nic złego. Oczywiście lubię też postać Kukiego. On towarzyszy „Magicznemu drzewu” od początku. To fajny  dzieciak (teraz już właściwie nie dzieciak, bo wyrósł razem z kolejnym tomami powieści).  Fajne  jest  to,  że  mimo  pecha, wciąż chce próbować nowych przygód. Z zahukanego, strachliwego, młodszego brata stał się ważnym i odważnym bohaterem. Kolejna postać to Gabi. Lubię ją, bo  to silna,  zdecydowana dziewczyna, potrafi poradzić sobie w trudnej sytuacji. Ale najważniejsze, że ma dużo mądrości, zdrowego rozsądku. Gabi nie lubi robić złych rzeczy, sprawiać, by  inni  z  jej  powodu byli nieszczęśliwi. Często ratuje Kukiego, gdy ten wpada w tarapaty. Lubię też postać Nikodema zwanego Trupkiem. Mimo, że na początku jest negatywną postacią, to rozumiem, czemu robi złe rzeczy i dlaczego nie lubi innych. I wiem, że naprawdę się zmieni. To niezwykłe, ale kiedy autor wymyśla jakąś postać, to w pewnej chwili ta postać zaczyna jakby  “żyć” samodzielnie.  Jakby była  kimś prawdziwym i sama decydowała, co powinna robić. Czasem zdaje mi się, że pewnego dnia Kuki albo gadający pies zadzwonią do mnie i powiedzą, co mam o nich pisać… Jeśli chodzi o bohaterów dorosłych, to lubię na przykład ciotkę z filmu „Magiczne drzewo. Czerwone krzesło” (grała  ją  Hanna  Śleszyńska). Choć  na  początku  była  wstrętna  i  mało sympatyczna, to dostaje drugą szansę i zmienia się w fajnego dzieciaka -małą Wiki.

Co najbardziej podoba się Panu w pracy pisarza i reżysera?

W pracy pisarza świetne jest to, że można mieć nieograniczoną wyobraźnię. Bo gdy piszę książkę, mogę wymyślić najbardziej niezwykłe rzeczy, nic nie ogranicza wyobraźni, wszystko jest w  opowieści możliwe.  Kiedy  robię  film, wyobraźnia  jest zawsze ograniczona możliwościami techniki filmowej. Bo  wszystko, co się wymyśli trzeba przenieść na ekran. W  książce  magiczne  zdarzenia i  niesamowite  stwory wystarczy opisać, a wyobraźnia czytelnika  zbuduje  ich  obraz.  A  w  filmie  trzeba wszystko pokazać. Mnóstwo  ludzi  musi wykonać ciężką pracę, by przez kilka sekund na ekranie mógł  się pojawić  np. olbrzym czy choćby biegnący  ulicą  pies. W  powieści  mogę  napisać,  że w  mieście  pojawia  się sto dinozaurów, które mają ciała ze złota. W filmie trzeba każdego dinozaura stworzyć naprawdę - zbudować albo wykreować w komputerze. Z kolei w reżyserii świetne jest to, że nie pracuję sam, że współpracuje ze mną dużo fajnych  ludzi.  Na przykład aktorzy, którzy dodają do każdej postaci coś niezwykłego od siebie. Ponieważ jestem zarówno reżyserem,  jak  i  pisarzem  (co zdarza się dość rzadko), więc moje powieści zawierają też coś z filmu. Tworzę do nich ilustracje, na których są aktorzy i niesamowite stworzenia. Te ilustracje wyglądają jak obrazy z filmu albo z gier. Tworząc je, używam  programów  komputerowych  trochę    podobnych  do  tych, jakich  używa się do robienia efektów  specjalnych w filmie. Więc  powieść „Magiczne  drzewo” jest, jak myślę, takim nowoczesnym rodzajem książki, w którym historia jest opowiadana zarówno słowami jak i obrazem.


 ciąg dalszy nastąpi...


  
        Wywiad został przeprowadzony 
w Szkole Podstawowej nr 11 w Poznaniu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz